piątek, 26 listopada 2010

The end ; *

Chciałabym powiedzieć przykrą prawdę. Powinnam wcześniej to wam napisać. (Dokładnie wczoraj)
No to...Kurde nie mogę... Chciałabym powiedzieć , że kończę z blogami. Sweet words just for my skończone od wczoraj. Tutaj też kończę i może kiedyś wrócę , ale w co szczerze wątpię. Dziewczyny byłyście zajebiste i nadal jesteście , ale inne dziewczyny z wielkim talentem na to zasługują a nie ja. Pisze do dupy i nie będę owijać w bawełnę jak to zwykle robię. Zabieram się do pisania jeszcze raz. Planowałam jeszcze pisać tak do ferii, ale życie jest zmienne. Co planowałam i miało być na 100%. Ale najpierw żeby wiadomo o co chodziło rozdział 12.
Nie chcę mi się poprawiać błędów i literówek , bo nie mam czasu ani chęci.

Rozdział 12
Miałam już krzyczeć , ale Justin pogłaskał mnie po policzku. Jego dotyk zawsze mnie uspokajał.
-Wszystko będzie dobrze-szepnął.
Nie spał od tygodnia , tylko czuwał przy mnie.
-Kocham cię-nieśmiało uśmiechnęłam się.
-Wiem-pocałował mnie w czoło i jeszcze mocniej przytulił.
Jak tylko myślę , że będzie śpiewał z Gomezową , a potem pojedzie w świat mnie zostawiając , to płakałć mi się chcę. Tylko nie mam czym. Moje oczy były kompletnie wyszuszone , po 4 dniach spędzonych na beczeniu w łazience. Wtuliłam się w tors JB i zamknęłam oczy i spróbowałąm zasnąć.
Obudził mnie telefon Justina.
-Przepraszam jeśli cię obudziłem-usiadł na łóżku.
-Nic nie szkodzi...Długo spałam?
-Jest za pięć 10. Będę strasznie tęsknić-pogładził mnie po policzku.
-Ja bardziej-zaśmiałam się.
-Na pewno nie chcesz jechać ze mną? No chyba , że sylwka chcesz sama spędzić...
-Wiesz , ze chciałabym , ale nie toleruje twoich fanek ani tej Gomezowej.
-Och kotku mnie z nią nic nie łączy , oprócz przyjaźni.
-Z nami też tak było...
-My to inna niesamowita historia.
-Taaa...
-Ja już musże iść-przytulił mnie i pocałował. Odwazjemniłam pocałunek tak jakby miałby to być nasz ostatni.
-Żegnaj amigos-powiedziałam przez łzy.
Skuliłam się i znowu zaczęłąm płakać. Czemu kiedy jestem w jakimś stopniu szczęśliwa wszystko musi się walić?! Będe sama siedzieć w sylwetra świętująć 2011 rok. Już niedługo moje 16 urodziny.  Do pokoju wesżła pattie i przyekazała mi , że jedzie dzisiaj na przymiary sukni , bo jutro już sylwek. Czemu ja nie mogę się bawić? Pójdę na balangę do Petera. Nie będę gorsza. Wybiegłam z willi Bieberów i  wbiegłam do mojego domu. Udałam się do swojego pokoju i wyjęłam śliczną sukienkę z zamkami , a’la motorowa kurtka.  Dobrałam do tego botki i kilka dodatków , żeby nie było nudno. Do metalowego kuferka włożyłam kosmetyki i wszystkie duperele do make up’u. Chyba wszystko mam. Zadzwoniłam do Petera i potwierdziłam moje przybycie. Zeszłam do salonu i wyjęłam album z naszymi rodzinnymi zdjęciami. Obchodziłam się z nim jak z jajkiem. Był to jedyny i być może ostatny. Delikatnie przejechałam opuszkiem po zdjęciu , gdzie mama trzymała mnie jak się urodziłam.
*
Jeszcze tylko przecznica, a będę już na imprezie. Chyba się nie rozmazałam. Już stąd można było słyszeć  głośną muzykę i wrzaski dzieciaków.  Jakiś dzieciak do mnie podbiegł i rzucił we mnie confeti.  Uśmiechnęłam się.  Przy wekjściu jakiś facet żygał do studzienki kanalizacyjnej. Ugh... Szybkim krokiem weszłam do środka.   W środku było mnóstwo dymu paierosowego , rozsypanych drag i butelek po alkoholu.
-Siema JJ-podszedł do mnie  pijany Peter.
-Hej!-próbowałam przekrzyczeć głośną muzykę.
Pet na przywiatnie zajrzał mi w dekolt. Splunęłam mu w twarz i wzięłam pierwszy lepszy kubek stojący obok mnie i hlusnęłam mu w twarz.
-Masz za swoje dupku!
Jakaś laska podała mi kubek z colą , o ile była to cola. Wypiłam  jeszcze jedną, i jeszcze jedną, i tak z 10 razy.
-Co tam jest?-zapytałam widząc przed sobą koze z głową Codiego Simpsona.
-Tylko marysia nic więcej! No chyba , że chcesz mocniejszy towar!
-A daj na spróbowanie!
Dostałam strzykawkę. Od razu wbiłam sobie ją w żyłę. Mocne... Nie wiedziałam co się ze mną dzieję widziałąm same kozy z głoami Codiego Simpsona i avatary z głowami Mielonki Cysus.  Tuliłam się do każdego i wypijałam kubek za kubkiem.  Aż wreszcie padłam na trawniku.
Obudziły mnie dopiero spryskiwacze. Przetarłam oczy. I zobaczyłam , że nie mam na sobie sukienki. Wzięłam pierwszą lepszą rzecz z trawnika i wlożyłam na siebie. Pobiegłam w stronę willi Bieberów. Czemu ja mam takiego pecha?!Pattie stoi przy drzwiach...Wejdę oknem. Tylko jak? Balkon jest jakieś 3 metry do góry. Ugh...Idziemy na pewną śmierć. Przekręciłąm gałkę i spróbowałam przejść niezauważalnie, ale misja się nie powiodła.
-Jessica! Jak ty wyglądasz?! Dziecko! Gdzieś ty była?!
-W gówno cię obchodzi spleśniała babo-Zrobiła przerażone oczy.
-Do pokoju! Szlaban!
Nic sobie z jej wrzasków nie robiłam tylko poszłam do salonu i oparłam swoje syry o szkalny stolik Bieberów zostawaijąc kilka rys. Włączyłam TV i próbowałam zachowywać się normalnie jak na mnie przystało. Leciała właśnie powtórka koncertu Justina i Selenki ;/. Ugh...Brzydka jak noc i jesze się tym chwali. I jej piskliwy głosik. Rzygać się chce. Z zniesmaczoną miną poszłam do pokoju mojego i Biebera , choć miał być tylko jego , ale ja nie mogłam znieść samotności w tym debilnym różowym pokoju. Och przepraszam w pokoju w kolorze pudrowego różu. Usiadłam na łóżku i rozglądałam się po pokoju. Coś leży na biurku. Jakaś piosenka Justina , nie będę tego czytać , nie chcę zacząć znowu za nim tęskinić. Obok leżała płyta Gomezowej. Przy łóżku stały moje szpilki, wzięłam jedną z nich i walnęłam kilka razy w pudełko , a potem z całej pety rąbnęłam w płytę CD. Masz plasticzku , nikt nie będzie za tobą tęsknić. Zostaw Justina i siedź przy tym cukrzyku Nicku Jonasie, albo przy żulu spod śmietnika , bylibyście śliczną parą. Splunełam jeszcze na okłdkę z jej krzywą mordą , chwalącą się swoimi plastikowymi kudłami.  Usidłam na sofie w kącie pokoju i próbowałam zachować spokój. Chyba trzeba się ubrać. Masz dzisiaj urodziny. Odpicuj się. Z walizki wyjęłam. Wyprostowałam włosy i zeszłam do kuchni. Z lodówki wyjęłam sok pomarańczowy i wypiłam jego resztki. Poszłam w stronę mojego domu. Drzwi były otwarte.  Chyba ich nie zamknęłam... Usłyszałam jakieś śmiechy.
-Niespodzianka!!-kilka osób wrzasnęło zza moich pleców.
Moje ziomki! Ja ich LoVVciam.
-Lovam was-przytuliłam wszytkich po kolei.
-My ciebie też! Prawda Sienna?-wiedziałam co knuje Nessa.
-Taa-mruknęła pos nosem.-Sorry.
-Też przepraszam...Głupio się zachowałam...Zgoda?-przytuliłam ją.
-Zgoda-uśmiechnęła się.
Wszyscy składali mi życzenia i wręczali prezenty. Najnajnajlepsze urodzieny pod słońcem jakie kol wiek miałam. Brakowało mi tutaj tylko jego. Usłyszałam dzwonek do drzwi...Ciekawe kto to... Ujrzałam Petera.
-Hej-uśmiechnełam się sztucznie.
-Siema. Wczoraj u mnie sostawiłaś-podał mi stertę ciuchów- I jeszcze to na poprawę humoru.
Wręczył mi saszetkę z białym proszkiem . Ciekawe co to... Potem spróbuje , a teraz trzeba się bawić.
-No to co robimy?-zpaytałam zamykając drzwi.
-Pieczemy torta!-wrzasnął Mike
-Ty chyba uderzyłeś się w skateparku! Niee...!-chciałam wybić z głowy im ten głupi pomysł.
-No JJ daj spokój! Wyluzuj my się wszystkim zajmiemy , a ty siedź sobie w salonie i oglądaj TV. Zgoda?-Mike nie dawał za wygraną.
-Sama nie wiem...No dobra-usiadłam na sofie i skakałam po kanałach. Nudyy...
Znowu zabrzęczał dzwonek do drzwi...



 Co planowałam:
  • Jess będzie coraz więcej brać dragów.
  • Paparazzi ubzdurają sobie , że Justin jest z Seleną
  • JJ sie załamie ( ciężka depresja, jeszcze więcej narkotyków)
  • Będzie obrabowywać Bieberów ( kraść biżuterię Pattie, gacie JB( zysk będzie ogromny z tych gaci))
  • Pattie się dowie i da ją na odwyk.
  • Peter będzie jej podrzucać dragi.
  • Justin ją odwiedzi i zobaczy jak wciąga nosem.
  • Zaprowadzi ją do wróżki ( wiem , że głupie)
  • Ona będzie na niego wściekła i o mało jego nie zabije.
  • Jessica wraca do normy.
  • Słłiiit romansik
No i epilog... Koncert zaczynający trasę JB z JJ i kończący w formie pamiętnika Jess. No i koniec. Adios ; *
Kochałam was!
Kocham was!
Kochać będę!

wtorek, 2 listopada 2010

Rozdział 11-teraz jakby wszystkie puzzle się same ułożyły.

Obudziłam się wtulona w Justina. Spróbowałam wyrwać się z uścisku jego łap. Wierciłam się , ale on nie drgnął.
-Justin...
-Hmm?-powiedział przez sen.
-Mógłbyś mnie puścić chciałabym wrócić do domu.
Tylko mruknął i mocniej mnie przytulił. Faceci... Walnęłam go łokciem w brzuch i dopiero mnie puścił.
-Mogłabyś być bardziej delikatna.
-Nie w mojej naturze to leży. Ja lecę...-wyszłam z pokoju i przeszłam do drzwi nie wydając żadnego odgłosu. Zatrzymałam się przy drzwiach żeby przejrzeć się w lustrze. Miałam włos w każdą stronę, zacieki na policzkach, i mnóstwo malinek na szyi. Kurwa zabije gościa i jeszcze te ślady po tej szmince , którą go umalowałam. I właściwie co ja z nim wczoraj robiłam... Kurde normalnie jak w kac vegas xd. Tylko , że ja się nie upiłam , no chyba , że herbatą da się upić. A jednak coś piłam szampana dała nam Pattie przed swoim wyjściem. Chciałam wrócić i dać mu w pysk , ale usłyszałam czyjeś kroki na schodach. Szybko wybiegłam z domu i pobiegłam do domu. Zdjęłam obcasy i poszłam do sypialni. Poszłam do łazienki żeby choć trochę przypominać siebie. Zmyłam makijaż, przykryłam warstwą pudru malinki na szyi i starłam ślady po szmince. Włosy związałam w luźny koczek i ubrałam się w To. Zeszłam na dół zjeść śniadanie. Wsunęłam musli i poszłam do salonu żeby poczekać na mamę. Nie wiem co bez niej bym zrobiła była najlepszą przyjaciółką, matką, pocieszycielką, nauczycielką, psychologiem i głową rodziny. Bez niej nic by nie istniało byłabym samotna w domu dziecka albo adoptowana przez jakąą debilną rodzinkę. Ona jest i nie zaprzątaj swojego mądrego łbami takimi myślami. Czemu ona się tak spóźnia? Pewnie coś jej wypadło. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Pobiegłam tam jak na skrzydłach.Otworzyłam drzwi z myślą , że ona tam będzie stać , ale się myliłam i byłam mile zaskoczona. Przede mną stały ziomki, Nessa, Sienna przebrani za kolędników. Kiedy skończyli fałszować ja i dziewczyny zaczęłyśmy piszczeć na swój widok. Potem tuliliśmy się i wtedy Sienna coś zauważyła.
-Jess skąd masz tą malinkę?
Próbowałam zachować pokerową twarz i udawać , że nic nie słyszałam.
-Napijecie się czegoś?-zapytałam tak jakby nic.
-Herbaty!!-wrzeszczeli- A mi czekolady!!
-Sienna choć ze mną-pociągnęłam ją za rękę.
-Czegoś chciała?-warknęła
-Co cię ugryzło?
-Podobno jesteś zabujana w Peterze a dzisiejszą noc spędzasz z Justinem?! Jessica czy ciebie pojebało?! Tak kochana się nie postępuje jeśli się kogoś kocha to jest się z nim a nie z innym. A z resztą twój wybór.-strzeliła focha i wyszła.
Ma rację... Ale ja nie mogę wybrać pomiędzy Peterem a Justinem... Dlaczego miłość musi boleć?! Każdy jest na swój sposób cudowny. Tylko z JB może się nie udać , bo on jest sławny a ja co? Szara myszka , która jest nikim. I nigdy nie będzie kimś...Kimś takim jak on. Spojrzałam na widok z okna i spróbowałam się uspokoić . Nie pójdę zapłakana do kumpli. Wytarłam rękawem łzy i poszłam do nich.
-A gdzie piciu?-Mike zrobił smutną minę.
-Kompletnie zapomniałam... Przepraszam , źle się czuję. Rozgoście się a ja pójdę do swojego pokoju.-powiedziałam kierując się w stronę schodów.
Van szła za mną krok w krok. Usiadłam na łóżku i wpatrywałam się za Biebera za oknem , który rozmawiał przez telefon. Przyjaźnie mi pomachał a ja wybuchłam płaczem.
-To on jest powodem twoich smutków?-zapytała przytulając mnie
-Tak-pociągnęłam nosem i otarłam łzy.
-Wszystko będzie dobrze...
-Wcale nie! Ty niczego nie rozumiesz! Ty masz swoją miłość , ale nie ja! Ja będę zawsze sama! Nie zrozumiesz-wybuchłam sceptycznym płaczem.
Przytuliła mnie i szeptała , że wszystko będzie dobrze, ale ja wiedziałam , że nigdy nie będzie dobrze. Nigdy ,przenigdy. Czemu to ja muszę cierpieć za wszystkich?! Skuliłam się w kłębek i próbowałam ochłonąć.
*
Obudziło mnie radosne szczekanie Jasmin. Była jedną bratnią mi duszą. Przytuliłam ją i pocałowałam w zimny nosek. Wsunęłam na nogi ciepłe kapcie i zeszłam na dół. Nikogo nie było. Zajrzałam do salonu. Siedział tam Justin i Pattie. Nie wchodziłam tak od razu tylko przysłuchałam się fragmentu ich rozmowy.
- Synku zrozum ona nie może być sama- o kogo Pattie chodziło?
-Ale ja nie chcę się bzykać , że swoją siostrą!- On ma siostrę , z którą może się bzykać?
-To zamieszka u nas. Dorothy nie chciałaby żeby Jessica została sama-o co jej łazi? Przecież ja mam matkę.
-Dobrze...
Teraz pora na mnie. Powolnym krokiem weszłam do salonu i usiadłam obok Justina. Wziął mnie za rękę i popatrzył mi w oczy. Już nie miałam mu nic za złe. Był ideałem , nie potrzebuje kogoś innego.
-Jessica...-zaczęła Pattie.
-Tak?
-Mam złą wiadomość...Dorotyh...Twoja mama ... Za ginęła i nie wiadomo czy żyje-teraz jakby wszystkie puzzle się same ułożyły. Do oczu napłynęły mi łzy , a Justin mocniej ścisnął moją dłoń. –Wszystko będzie dobrze ja i Justin się tobą zaopiekujemy.
Nieśmiało się uśmiechnęłam. Matka Biebera pogładziła mnie po głowie i podała chusteczki. W gardle miałam wielką gulę. Nie mogłam nic powiedzieć , ani przełknąć śliny. Wtuliłam się w ramię Biebsa i rozpłakałam się na dobre. Gładził mnie po plecach.Był całym moim życiem...Miłością mojego życia. Bez niego świat był by niczym , a teraz jest moim jedynym wsparciem. Gdybym miała wpływ na to co się stanie , na pewno istniałby i był by najważniejszą rzeczą w mojej przyszłości...

***
Kochane czytelniczki mam dobra wiadomość. Mam zajebistą wenę ;d Ave mój umysł xd. Wim , że smutne , ale co ja poradzę , że mam taki humor. Dzisiaj na matmie wymyśliałm coś takiego : Miłość jest jak wielkie gówno , jak raz się nim upaprzesz nigdy się tego nie pozbędziesz. Wiem , że beznadziejne ( jak cała ja). Nastęny jak będzie 11 komci ;*