Rozdział 8 -"Pyskaty Goryl"
Obudziłam się w świetnym humorze aż chciało mi się żyć. Szybko wyskoczyłam z łóżka i włączyłam płytę Ke$hy. Wybrałam swój ulubiony numerek i zaczęłam skakać po pokoju w rytmie Your Love Is My Drug. Z szafy wyjęłam potargany Tshert i dziurawe legginsy (kilk). Do pokoju weszła mama.
-Ubierz się przyzwoicie. Dzisiaj Pattie i Justin przychodzą na obiad-wytarła ręce o fartuch i wyszła.
Co?! Oni na obiedzie w naszym domu?! I w co ja mam się ubrać żeby było przyzwoicie? Może sukienka...? Musze się poświęcić to się matka nie będzie czepiać. Po długim dumaniu nad ubiorem ubrałam się w to . Powinno być dobrze. Poszłam do łazienki i spróbowałam okiełznać moją burze loków. Wyprostuje je będzie wygodniej je układać. Z szafki wygrzebałam prostownicę i powoli zaczęłam prostować każde pasmo włosów. Po godzinie prostowania moje włosy proste a moje palce poparzone. I to wszystko przez tą rodzinkę , która jest kopią Bunndych. Zeszłam na dół do kuchni gdzie mama się kręciła.
-Tak może być?-zapytałam obracając się wokół własnej osi.
-Może...Teraz ja idę się przebrać a ty NICZEGO nie podjadaj- powiedziała podkreślając niczego.
Jak tu niczego nie podejść? To takie jest dobre...Wsadziłam paluchy w krem czekoladowy. Nawet szybko mi poszło 5 minut i niczego nie było. Super będziemy na deser jeść krakersy , bo swoich M&M’s nie oddam. Do kuchni weszła przerażona mama.
-Miałaś niczego nie podjadać a ty zjadłaś cały krem czekoladowy...Ty czekoladowy potworze-zaśmiała się.
Usłyszałam dzwonek do drzwi i musiałam im otworzyć.
-Cześć Jessica-powiedziała mama Justina.
Justin gapił się w soje buty. Wzruszyłam ramionami i zaprosiłam do salonu , bo zanim mama zrobi następny krem minie trochę czasu. Nikt nie miał odwagi się odezwać. Moja matka należała do rozrywkowych , więc kiedy przyszła wszyscy się śmiali. Moja rodzicielka zaprosiła nas do stołu.
Ja nie chciałam niczego jeść tak samo jak Justin. Mama pozwoliła mi iść do mojego pokoju i Justin też musiał iść , bo Pattie ( pozwoliła mi tak do siebie mówić) chciała na osobności pogadać z moją mamą.Będąc w pokoju Justin usiadł w rogu pokoju a ja rozłożyłam się na łóżku.
-Co cię gryzie przyjacielu?-zapytałam biorąc do ręki książkę i otwierając ją tam gdzie skończyłam.
-Przyjacielu? Od kiedy tak do mnie mówisz?
-A od teraz...Powiesz co ci jest?
-Nie twoja sprawa...
-Jak nie to nie.
Założyłam słuchawki i odcięłam się od świata rzeczywistego. Wcieliłam się w postać głównej bohaterki i razem z nią przeżywałam każdy zawód miłosny. Biedna Schuyler... Dokop tej suce Mimi. Ręce zaczęły mi się strasznie pocić i przerwałam czytanie w najważniejszym momencie akcji. Justin nadal siedział skulony w kącie. Może zagram coś na giatarze i pofałszuje jakąś jego piosenkę żeby mu humor poprawić. Z szafy wyjęłam gitarę akustyczną. Wzięłam słowa , które zostały mi po Bejbbee.
-Ołooo...OO...Ołoo...Oo...Ohoo...-na sam początek jego kąciki ust lekko się udały do góry.-...Bejbe...Bejbe...Ohh...Bejbe,bejbe...Nooł...Bejbe...Bejbe...Ohh.
Po chwili się do mnie dołączył i śpiewał dalej. Gapił się w moje oczy a ja w jego czekoladowe. Czułam jak śpiewa to dla mnie i tylko dla mnie... Boshe ja się w nim zakochałam! Po skończeniu piosenki ukłoniliśmy się dla niewidzialnej publiczności. Rzuciłam się w tłum i udawałam, że mnie trzymają na rękach a Justin się tylko śmiał.
-LoVciam was!-wrzasnęłam na koniec.
-Ja was bardziej!-drażnił mnie Bieber
Rzuciłam się na niego z pięściami i przeturlaliśmy się przez cały pokój śmiejąc się przy tym. Jeśli nasze matki by nas tak zobaczyły... Byłyby już pewne , że jesteśmy parą...
-Co teraz robimy?-zapytałam zarzucając włosy do tyłu.
-Może poćwiczymy układy...?
-Nie...Coś szalonego... Coś takiego co ,że będziemy pamiętali do końca życia...-Justin się do mnie przybliżył .
Nie myśląc zamknęłam oczy i się przybliżyłam. Byłam nieświadoma co robię... Nigdy nie byłam w pełni świadoma , ale teraz nie wiedziałam co się dzieję. Czułam ślinę Justina na moich ustach. Usłyszałam jak ktoś idzie po schodach. Chciałam się wyrwać , ale wtedy Justin jeszcze mocniej mnie przytulał. Do pokoju weszły nasze mamy. Zrobiły dziwne miny i cofnęły się na korytarz zamykając drzwi. Zza drzwi słyszałam ciche chichoty. Mogły sobie darować. Po kilku minutach wymieniania śliny się ode mnie oderwał.
-Ty o tym dobrze wiedziałeś , że one tu wejdą...-do oczu napłynęły mi łzy.
-Nie wiedziałem... Przysięgam...Ty będziesz płakać...-chciał mnie przytulić ale w ramie wbiłam mu moje paznokcie.
-Nie zadzieraj ze mną , bo pożałujesz!-wrzasnęłam i pobiegłam do łazienki. Weszłam do pustej wanny i się rozryczałam. Justin ...tfuu...Justyna cały czas się dobijała do drzwi. Nie otworze... Niech wali może mięśnie mu urosną... Usłyszałam głos mamy zza drzwi i musiałam otworzyć.
-Jess...Co w ciebie wstąpiło...?-zapytała patrząc na mnie dziwnym wzrokiem
-Nic...-wzruszyłam ramionami
Justin wyszedł z pokoju i poszedł na korytarz. Nie chcę go więcej widzieć na oczy. Niech se w gacie sra i tak mnie nie zobaczy. Wtuliłam się w ramie mamy i znowu zaczęłam ryczeć jak opętana. Nawet mój misio nie pomagał w pocieszaniu. Zadzwoniłam do Vanessy ona mi cały czas wrzeszczała do słuchawki „Pyskaty Goryl” , ale na mnie to nie działało. Opowiadała mi świńskie dowcipy , ale nadal nic się ze mną nie działo. Chyba jestem bez uczuć. Wyparowały ze mnie tak jak cała przyjaźń do Bimbera. Teraz byłam bezuczuciowym stworzeniem, które nie liczyło się z innymi tylko było egoistycznym czymś. Vanessa musiała kończyć , więc znowu zaczęłam ryczeć. Mama pewnie opisałaby mnie „ Dziecko , które tylko użala się nad tym złym światem”. Skąd ona bierze tyle cytatów? Wzięłam jedną z poduszek leżących na łóżku i zaczęłam ją rozrywać jak dziecko z ADHD. Rzucałam się po pokoju i próbowałam rozwalić okno, potem zdemolować łazienkę. Ktoś się dobijał do drzwi ale nie chciało mi się ruszyć dupy i otworzyć drzwi. Muszę się na czymś wyładować. Wyjrzałam przez okno. Justin wywiesił na oknie karteczkę „ Sorry”. Gdzieś mam jego sorry. Otworzyłam okno i wystawiłam rękę. Nie możliwe pada śnieg. Wybiegłam z pokoju i z prędkością światła pobiegłam na dwór. Gapiłam się jak głupia w gwieździste niebo . Na twarz spadały pojedyńcze płatki śniegu. Justin też wyszedł na ulice , ale traktowałam go jak powietrze. Dopiero teraz poczułam zimno. Wbiegłam do domu i poszłam zrobić sobie gorącą czekoladę. W kuchni mama rozmawiała z Pattie.
-Ktoś chce czekolady?-zapytałam z grzeczności
-Nie dziękuję-powiedziały równocześnie.
Wzruszyłam tylko ramionami i wzięłam kubek. Do siadłam się do stołu. Próbowałam załapać o czym rozmawiają , ale gadały jakimś szyfrem. 200g czegoś i 50 ml wody... Nadal nie kumałam no , ale trudno... W ciszy dopiłam czekoladę i poszłam do pokoju. Był cały biały , bo zapomniałam zamknąć okno. Justin stał pod oknem i coś tam wołał ale nie miałam zamiaru słuchać. Zamknęłam tylko okno i poszłam do salonu. Napisałam kilka SMSów do ziomków, Van i Sienny. Nikt nie chciał odpowiedzieć. Zawiedziona udałam się do garażu. Nie wiem po co...Tak żeby się nie nudzić. W środku było ciemno i zimno...Przydałoby się tutaj malowanie. Jak znajdę czas to pomaluje na biało albo czarno. Poświeciłam komórką po garażu i ujrzałam. Śliczny biały skuter (kilk). Pobiegłam do kuchni i od progu wrzasnęłam:
-Dla kogo jest ten skuter?
-Miała być to niespodzianka na Święta...Chcesz wcześniej dostać prezent?
-Tak!
Pobiegłam podniecona do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Wybaczam Bieberowi...Może jednak nie wiedział , że nasze matki tu wejdą...
***
Wiem , że w LA nie ma typowej zimy , ale to moja wyobraźnia :P
Kocham wasza to i wszystko co dla mnie robicie...Jesteście zajebiste i niezastąpione... Następny jak będzie 8 komci :P Liczę na was :*
LoVciam was <33
sobota, 4 września 2010
środa, 1 września 2010
Rozdział 7-Jeśli się okaże , że tak to ja się zadźgam plastikowym nożykiem
Ujrzałam tego chłopaka co poznałam dzisiaj razem z Sienną.
-Hej...Jestem Jessica-przywitałam się.
-Siema jestem Peter. Dzisiaj jest impreza u mnie na chacie idziesz?
-Spoko może przyjdę... Zaraz będę miała gościa...Muszę jeszcze jedną rzecz zrobić zanim przyjdzie...Bay zobaczymy się na imprezie-powiedziałam zamykając drzwi i biegnąc do łazienki (kilk) żeby się wy wrzeszczeć. Wyłam przez dobre 10 minut a ktoś dobijał się do drzwi. Pewnie Justin... Jeszcze musi poczekać aż dojdę do siebie. Opryskałam twarz zimną wodą i poszłam otworzyć drzwi Bimberowi.
-Co ty tak długo robiłaś?!-wrzasnął wchodząc do domu.
-Nie twoja sprawa...-zrobiłam minę obrażonej księżniczki i poszłam do swojego pokoju.
Kiedy byliśmy w pokoju Justin włożył płytę do odtwarzacza.
-Co chcesz powtórzyć?
-Może wszystko od początku...
O co wcześniej ćwiczyliśmy świetnie mi wychodziło. Potem Bieber zaczął coś kręcić i musiałam się z nim przytulać. Kiedy mnie dotknął przeszedł po mnie dreszcz. Niee...Dostałam jakąś bakterię...Zginę marnie... Dopiero teraz zdałam sobie sprawę , że nasze wargi dzieliło kilka minimetrów.
-Co ty kurwa wyrabiasz?!-wrzasnęłam przy okazji oplułam go.
Wybiegłam z pokoju. Szybkim krokiem udałam się do schowka pod schodami. Mam nadzieję , że Bimber nie wie gdzie się schowałam. Usiadłam w kącie pomieszczenia i zwinęłam się w kłębek i zaczęłam cicho szlochać. Wytarłam oczy w skrawek koszulki i w tym miejscu pojawiła się czarna plama od mojej maskary. Zamknęłam oczy i zasnęłam. Śniło mi się , że Bimber niósł mnie do mojego pokoju i kiedy leżałam na łóżku pocałował mnie w czoło i wtedy się obudziłam. Kurde... Czemu ja jestem w swoim pokoju? Przecież byłam w schowku. Usłyszałam jak ktoś trzaska drzwiami i potem ciche pukanie.
-Jessica gdzie jesteś?-ktoś z dołu mnie wołał.
-Tutaj-powiedziałam za chrypniętym głosem.
Do pokoju wszedł Peter. Miał zaplamiony szary T-shert i bardzo zniszczone jeansy.
-Ty jeszcze nie gotowa na imprezę?-zapytał siadając na łóżku
-Dopiero co wstałam...Daj mi moment... 20 minut-pobiegłam do garderoby wybierając pierwszy lepszy zestaw (klik).
W łazience spędziłam 10 minut więc jeszcze miałam kilka minut na makijaż i dobranie dodatków.
-Gotowa...-powiedziałam wychodząc z łazienki i udając się na dół.
Drogę do jego domu spędziliśmy w ciszy. Nie miałam odwagi się odezwać. Było tak ciemno , że nie widziałam swojej ręki którą miałam pod nosem. Po 10 minutach staliśmy przed willą Petera. W środku było mnóstwo ludzi. Od głośnej muzyki pękały bębenki. Udała się w kierunku stołu z przekąskami , ale wszystko było już wyżarte został tylko pącz. Nalałam do plastikowego kubka trochę napoju. Po pierwszych łykach wyczułam alkohol...Wypiłam następny kubek potem jeszcze następny. Jakiś chłopak mnie pociągną na parkiet... Poczułam mdłości i wybiegłam przed dom. Poczułam się trochę lepiej ale nadal chciało mi się rzygać. Pobiegłam do studzienki kanalizacyjnej i zwymiotowałam. Położyłam się na zimnym chodniku i zwinęłam się w kłębek. Ktoś dotknął mojego ramienia. Nic sobie z tego nie robiłam. Nadal byłam skulona. Po policzku spłynęła mi łza. Ktoś na mnie zarzucił ciepłą kurtkę. Wyszeptałam ciche dziękuję. Otarłam łzy i spróbowałam się podnieść , ale mięśnie odmówiły posłuszeństwa.
-Jessica...? –usłyszałam czyjś zmartwiony głos
W odpowiedzi tylko jęknęłam. Zakręciło mi się w głowie. Potem ujrzałam czarne plamy i obraz się uspokoił. Ktoś wziął nie na ręce i niósł przez krótki czas. Najwyraźniej się męczył niosąc mnie. Nie byłam anorektyczką żeby warzyć 30 kg. Po kilkunastu minutach leżałam na czymś miękkim. Ktoś cały czas mówił moje imię i głaskał po dłoni. Powoli uchyliłam powieki i ujrzałam biały sufit i rozmazaną czyjąś twarz.
-Gdzie ja jestem...?-zapytałam przecierając oczy.
-U mnie w pokoju...-teraz wiedziałam kto to był...to był Justin.
-Jak ja się tu znalazłam?-powiedziałam próbując zmienić pozycję na siedzącą
-Zaniosłem cię tutaj...Dlaczego tam polazłaś?!
-Peter mnie zaprosił...
-Peter Willson?!
-Chyba tak...A czemu się tak wściekasz?
-Znam go osobiście razem chodziliśmy do szkoły prywatnej...Wiesz jaki on jest?
-Nie, a powinnam?
-Powinnaś. On ćpa ,pije bez opamiętania , imprezuje do rana przeleciał każdą a ty jesteś nowym towarem w dzielnicy...
-Może mi się tacy podobają?
Tylko się uśmiechnął i wyszedł z pokoju. Zostałam sama... ma do mnie pretensje, że się umówiłam z Peterem... A co go to obchodzi?! Wrócił ze szklanką wody i aspiryną.
-Pomoże ci dojść do siebie-podał mi szklankę i tabletkę.
-Dzięki... –połknęłam tabletkę a potem popiłam wodą.- Mogę iść już do domu?
-Jak chcesz... Uprzedzam twoja mama jest w domu.
-Jest przyzwyczaiona do moich wybryków po nocy.
Wstałam z łóżka i zakręciło mi się w głowie co doprowadziło do upadku na miękki dywan , który za amortyzował upadek. Justin pomógł mi wstać.
-Odprowadzisz mnie do domu?-zapytałam robiąc słodkie oczka
-Jeśli chcesz...-wziął mnie na ręce.
-Przesadziłeś wystarczy , że będziesz mnie ubezpieczał żebym się nie wyglebała.
-Masz udawać zmęczoną... Zamknij oczy...-zrobiłam jak kazał i spróbowałam się rozluźnić.
Niestety ciężko się rozluźnić w ramionach Justina czując jego oddech i zapach jego perfum. Próbowałam zachować naturalną minę , ale mi nie wychodziło. Cały czas się śmiałam. Nie wiedziałam nawet z jakiego. Bieber nacisnął dzwonek do mojego domu i po chwili mama nam otworzyła.
-Matko boska! Co jej się stało...?!-wrzeszczała mama.-Zanieś ją do pokoju a potem mi wytłumaczysz...
Bimber z trudnością wniósł mnie po schodach. Drzwi były uchylone , więc nie było trudności z ich otworzeniem. Kiedy się zamknęły wybuchłam śmiechem , który zbierał się we mnie przez kilka poprzednich minut.
-Z czego się śmiejesz?
-A z niczego...-próbowałam powstrzymać śmiech.
Do pokoju weszła do pokoju. Zrobiłam swoją głupkowatą minę i mama się zaśmiała.
-Ty to masz pomysły...-przytuliła mnie.-Chcesz żebym zawału przez ciebie dostała?
Pokiwałam przecząco głową.
-Już nie będę...-zrobiłam słodkie oczka , które zawsze działały.
Justin po cichu ulotnił się z pokoju. Powiedziałam bez dźwięczne dzięki. Mama zaczęła cicho szlochać a ja nie potrafię patrzeć jak ktoś płacze, bo od razu mięknie mi serce.
-Czemu płaczesz?-zapytałam siadając bliżej mamy
-Moja mała dziewczynka już dorosła...Przecież niedawno zmieniałam ci pieluchę...-teraz rozpłakała się na dobre.
-Już od dawna nie jestem małą dziewczynką...
-Jaki jest ten Justin ja go znam tylko z gazet...Naprawdę taki jest jak o nim piszą?
-Nie wiem... Chyba nie myślisz , że ja i on...-pokiwała potwierdzająco głową.-Mamo ja z nim nigdy nie będę...Za bardzo się różnimy...
-Przeciwieństwa się przyciągają...-najgłupsze powiedzenie.- Przyznaj , że coś do niego czujesz... Widzę to po tobie...
-Ta chyba , że nienawiść...
-Porządnie rodzi się z obrzydzenia...-następny głupi cytat.- Mi możesz wszystko powiedzieć...
-A jeśli nie chcę? Chcę to wszystko przemyśleć-wstałam i poszłam do łazienki.
Opryskałam zimną wodą swoją krzywą mordę i napuściłam wody do wanny. Na wrzucałam mnóstwo różnych dodatków do kąpieli. Jakieś kulki zapachowe, płatki róż płyn do o zapachu gumy balonowej. Puściłam cicho płytę mojej ulubionej wokalistki. I weszłam do wanny. Cicho nuciłam ulubioną piosenkę Katy. A co jeśli go kocham?! Jeśli się okaże , że tak to ja się zadźgam plastikowym nożykiem. I to na 100% zrobię a potem wyląduję w psychiatryku i okaże się , że Bieber też tam będzie i ja nigdy nie zaznam spokoju. Woda stawała się coraz zimniejsza , ale ja sobie niz z tego nie robiłam. Tylko , że po 5 minutach i tak musiałam wyleźdź , bo inaczej jutro nie wstanę a muszę pomóc mamie w przygotowaniach do świąt. Pewnie tata nie przyjedzie , bo nie będzie miał czasu... Jak zwykle same spędzimy Boże narodzenie same. Na 2 dzień świąt pani Derelly zawsze do nas przychodziła i składaliśmy sobie życzenia. Ubrałam się w piżamę i położyłam się na łóżku. Po chwili byłam już w krainie fantazji...
Subskrybuj:
Posty (Atom)