piątek, 26 listopada 2010

The end ; *

Chciałabym powiedzieć przykrą prawdę. Powinnam wcześniej to wam napisać. (Dokładnie wczoraj)
No to...Kurde nie mogę... Chciałabym powiedzieć , że kończę z blogami. Sweet words just for my skończone od wczoraj. Tutaj też kończę i może kiedyś wrócę , ale w co szczerze wątpię. Dziewczyny byłyście zajebiste i nadal jesteście , ale inne dziewczyny z wielkim talentem na to zasługują a nie ja. Pisze do dupy i nie będę owijać w bawełnę jak to zwykle robię. Zabieram się do pisania jeszcze raz. Planowałam jeszcze pisać tak do ferii, ale życie jest zmienne. Co planowałam i miało być na 100%. Ale najpierw żeby wiadomo o co chodziło rozdział 12.
Nie chcę mi się poprawiać błędów i literówek , bo nie mam czasu ani chęci.

Rozdział 12
Miałam już krzyczeć , ale Justin pogłaskał mnie po policzku. Jego dotyk zawsze mnie uspokajał.
-Wszystko będzie dobrze-szepnął.
Nie spał od tygodnia , tylko czuwał przy mnie.
-Kocham cię-nieśmiało uśmiechnęłam się.
-Wiem-pocałował mnie w czoło i jeszcze mocniej przytulił.
Jak tylko myślę , że będzie śpiewał z Gomezową , a potem pojedzie w świat mnie zostawiając , to płakałć mi się chcę. Tylko nie mam czym. Moje oczy były kompletnie wyszuszone , po 4 dniach spędzonych na beczeniu w łazience. Wtuliłam się w tors JB i zamknęłam oczy i spróbowałąm zasnąć.
Obudził mnie telefon Justina.
-Przepraszam jeśli cię obudziłem-usiadł na łóżku.
-Nic nie szkodzi...Długo spałam?
-Jest za pięć 10. Będę strasznie tęsknić-pogładził mnie po policzku.
-Ja bardziej-zaśmiałam się.
-Na pewno nie chcesz jechać ze mną? No chyba , że sylwka chcesz sama spędzić...
-Wiesz , ze chciałabym , ale nie toleruje twoich fanek ani tej Gomezowej.
-Och kotku mnie z nią nic nie łączy , oprócz przyjaźni.
-Z nami też tak było...
-My to inna niesamowita historia.
-Taaa...
-Ja już musże iść-przytulił mnie i pocałował. Odwazjemniłam pocałunek tak jakby miałby to być nasz ostatni.
-Żegnaj amigos-powiedziałam przez łzy.
Skuliłam się i znowu zaczęłąm płakać. Czemu kiedy jestem w jakimś stopniu szczęśliwa wszystko musi się walić?! Będe sama siedzieć w sylwetra świętująć 2011 rok. Już niedługo moje 16 urodziny.  Do pokoju wesżła pattie i przyekazała mi , że jedzie dzisiaj na przymiary sukni , bo jutro już sylwek. Czemu ja nie mogę się bawić? Pójdę na balangę do Petera. Nie będę gorsza. Wybiegłam z willi Bieberów i  wbiegłam do mojego domu. Udałam się do swojego pokoju i wyjęłam śliczną sukienkę z zamkami , a’la motorowa kurtka.  Dobrałam do tego botki i kilka dodatków , żeby nie było nudno. Do metalowego kuferka włożyłam kosmetyki i wszystkie duperele do make up’u. Chyba wszystko mam. Zadzwoniłam do Petera i potwierdziłam moje przybycie. Zeszłam do salonu i wyjęłam album z naszymi rodzinnymi zdjęciami. Obchodziłam się z nim jak z jajkiem. Był to jedyny i być może ostatny. Delikatnie przejechałam opuszkiem po zdjęciu , gdzie mama trzymała mnie jak się urodziłam.
*
Jeszcze tylko przecznica, a będę już na imprezie. Chyba się nie rozmazałam. Już stąd można było słyszeć  głośną muzykę i wrzaski dzieciaków.  Jakiś dzieciak do mnie podbiegł i rzucił we mnie confeti.  Uśmiechnęłam się.  Przy wekjściu jakiś facet żygał do studzienki kanalizacyjnej. Ugh... Szybkim krokiem weszłam do środka.   W środku było mnóstwo dymu paierosowego , rozsypanych drag i butelek po alkoholu.
-Siema JJ-podszedł do mnie  pijany Peter.
-Hej!-próbowałam przekrzyczeć głośną muzykę.
Pet na przywiatnie zajrzał mi w dekolt. Splunęłam mu w twarz i wzięłam pierwszy lepszy kubek stojący obok mnie i hlusnęłam mu w twarz.
-Masz za swoje dupku!
Jakaś laska podała mi kubek z colą , o ile była to cola. Wypiłam  jeszcze jedną, i jeszcze jedną, i tak z 10 razy.
-Co tam jest?-zapytałam widząc przed sobą koze z głową Codiego Simpsona.
-Tylko marysia nic więcej! No chyba , że chcesz mocniejszy towar!
-A daj na spróbowanie!
Dostałam strzykawkę. Od razu wbiłam sobie ją w żyłę. Mocne... Nie wiedziałam co się ze mną dzieję widziałąm same kozy z głoami Codiego Simpsona i avatary z głowami Mielonki Cysus.  Tuliłam się do każdego i wypijałam kubek za kubkiem.  Aż wreszcie padłam na trawniku.
Obudziły mnie dopiero spryskiwacze. Przetarłam oczy. I zobaczyłam , że nie mam na sobie sukienki. Wzięłam pierwszą lepszą rzecz z trawnika i wlożyłam na siebie. Pobiegłam w stronę willi Bieberów. Czemu ja mam takiego pecha?!Pattie stoi przy drzwiach...Wejdę oknem. Tylko jak? Balkon jest jakieś 3 metry do góry. Ugh...Idziemy na pewną śmierć. Przekręciłąm gałkę i spróbowałam przejść niezauważalnie, ale misja się nie powiodła.
-Jessica! Jak ty wyglądasz?! Dziecko! Gdzieś ty była?!
-W gówno cię obchodzi spleśniała babo-Zrobiła przerażone oczy.
-Do pokoju! Szlaban!
Nic sobie z jej wrzasków nie robiłam tylko poszłam do salonu i oparłam swoje syry o szkalny stolik Bieberów zostawaijąc kilka rys. Włączyłam TV i próbowałam zachowywać się normalnie jak na mnie przystało. Leciała właśnie powtórka koncertu Justina i Selenki ;/. Ugh...Brzydka jak noc i jesze się tym chwali. I jej piskliwy głosik. Rzygać się chce. Z zniesmaczoną miną poszłam do pokoju mojego i Biebera , choć miał być tylko jego , ale ja nie mogłam znieść samotności w tym debilnym różowym pokoju. Och przepraszam w pokoju w kolorze pudrowego różu. Usiadłam na łóżku i rozglądałam się po pokoju. Coś leży na biurku. Jakaś piosenka Justina , nie będę tego czytać , nie chcę zacząć znowu za nim tęskinić. Obok leżała płyta Gomezowej. Przy łóżku stały moje szpilki, wzięłam jedną z nich i walnęłam kilka razy w pudełko , a potem z całej pety rąbnęłam w płytę CD. Masz plasticzku , nikt nie będzie za tobą tęsknić. Zostaw Justina i siedź przy tym cukrzyku Nicku Jonasie, albo przy żulu spod śmietnika , bylibyście śliczną parą. Splunełam jeszcze na okłdkę z jej krzywą mordą , chwalącą się swoimi plastikowymi kudłami.  Usidłam na sofie w kącie pokoju i próbowałam zachować spokój. Chyba trzeba się ubrać. Masz dzisiaj urodziny. Odpicuj się. Z walizki wyjęłam. Wyprostowałam włosy i zeszłam do kuchni. Z lodówki wyjęłam sok pomarańczowy i wypiłam jego resztki. Poszłam w stronę mojego domu. Drzwi były otwarte.  Chyba ich nie zamknęłam... Usłyszałam jakieś śmiechy.
-Niespodzianka!!-kilka osób wrzasnęło zza moich pleców.
Moje ziomki! Ja ich LoVVciam.
-Lovam was-przytuliłam wszytkich po kolei.
-My ciebie też! Prawda Sienna?-wiedziałam co knuje Nessa.
-Taa-mruknęła pos nosem.-Sorry.
-Też przepraszam...Głupio się zachowałam...Zgoda?-przytuliłam ją.
-Zgoda-uśmiechnęła się.
Wszyscy składali mi życzenia i wręczali prezenty. Najnajnajlepsze urodzieny pod słońcem jakie kol wiek miałam. Brakowało mi tutaj tylko jego. Usłyszałam dzwonek do drzwi...Ciekawe kto to... Ujrzałam Petera.
-Hej-uśmiechnełam się sztucznie.
-Siema. Wczoraj u mnie sostawiłaś-podał mi stertę ciuchów- I jeszcze to na poprawę humoru.
Wręczył mi saszetkę z białym proszkiem . Ciekawe co to... Potem spróbuje , a teraz trzeba się bawić.
-No to co robimy?-zpaytałam zamykając drzwi.
-Pieczemy torta!-wrzasnął Mike
-Ty chyba uderzyłeś się w skateparku! Niee...!-chciałam wybić z głowy im ten głupi pomysł.
-No JJ daj spokój! Wyluzuj my się wszystkim zajmiemy , a ty siedź sobie w salonie i oglądaj TV. Zgoda?-Mike nie dawał za wygraną.
-Sama nie wiem...No dobra-usiadłam na sofie i skakałam po kanałach. Nudyy...
Znowu zabrzęczał dzwonek do drzwi...



 Co planowałam:
  • Jess będzie coraz więcej brać dragów.
  • Paparazzi ubzdurają sobie , że Justin jest z Seleną
  • JJ sie załamie ( ciężka depresja, jeszcze więcej narkotyków)
  • Będzie obrabowywać Bieberów ( kraść biżuterię Pattie, gacie JB( zysk będzie ogromny z tych gaci))
  • Pattie się dowie i da ją na odwyk.
  • Peter będzie jej podrzucać dragi.
  • Justin ją odwiedzi i zobaczy jak wciąga nosem.
  • Zaprowadzi ją do wróżki ( wiem , że głupie)
  • Ona będzie na niego wściekła i o mało jego nie zabije.
  • Jessica wraca do normy.
  • Słłiiit romansik
No i epilog... Koncert zaczynający trasę JB z JJ i kończący w formie pamiętnika Jess. No i koniec. Adios ; *
Kochałam was!
Kocham was!
Kochać będę!

wtorek, 2 listopada 2010

Rozdział 11-teraz jakby wszystkie puzzle się same ułożyły.

Obudziłam się wtulona w Justina. Spróbowałam wyrwać się z uścisku jego łap. Wierciłam się , ale on nie drgnął.
-Justin...
-Hmm?-powiedział przez sen.
-Mógłbyś mnie puścić chciałabym wrócić do domu.
Tylko mruknął i mocniej mnie przytulił. Faceci... Walnęłam go łokciem w brzuch i dopiero mnie puścił.
-Mogłabyś być bardziej delikatna.
-Nie w mojej naturze to leży. Ja lecę...-wyszłam z pokoju i przeszłam do drzwi nie wydając żadnego odgłosu. Zatrzymałam się przy drzwiach żeby przejrzeć się w lustrze. Miałam włos w każdą stronę, zacieki na policzkach, i mnóstwo malinek na szyi. Kurwa zabije gościa i jeszcze te ślady po tej szmince , którą go umalowałam. I właściwie co ja z nim wczoraj robiłam... Kurde normalnie jak w kac vegas xd. Tylko , że ja się nie upiłam , no chyba , że herbatą da się upić. A jednak coś piłam szampana dała nam Pattie przed swoim wyjściem. Chciałam wrócić i dać mu w pysk , ale usłyszałam czyjeś kroki na schodach. Szybko wybiegłam z domu i pobiegłam do domu. Zdjęłam obcasy i poszłam do sypialni. Poszłam do łazienki żeby choć trochę przypominać siebie. Zmyłam makijaż, przykryłam warstwą pudru malinki na szyi i starłam ślady po szmince. Włosy związałam w luźny koczek i ubrałam się w To. Zeszłam na dół zjeść śniadanie. Wsunęłam musli i poszłam do salonu żeby poczekać na mamę. Nie wiem co bez niej bym zrobiła była najlepszą przyjaciółką, matką, pocieszycielką, nauczycielką, psychologiem i głową rodziny. Bez niej nic by nie istniało byłabym samotna w domu dziecka albo adoptowana przez jakąą debilną rodzinkę. Ona jest i nie zaprzątaj swojego mądrego łbami takimi myślami. Czemu ona się tak spóźnia? Pewnie coś jej wypadło. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Pobiegłam tam jak na skrzydłach.Otworzyłam drzwi z myślą , że ona tam będzie stać , ale się myliłam i byłam mile zaskoczona. Przede mną stały ziomki, Nessa, Sienna przebrani za kolędników. Kiedy skończyli fałszować ja i dziewczyny zaczęłyśmy piszczeć na swój widok. Potem tuliliśmy się i wtedy Sienna coś zauważyła.
-Jess skąd masz tą malinkę?
Próbowałam zachować pokerową twarz i udawać , że nic nie słyszałam.
-Napijecie się czegoś?-zapytałam tak jakby nic.
-Herbaty!!-wrzeszczeli- A mi czekolady!!
-Sienna choć ze mną-pociągnęłam ją za rękę.
-Czegoś chciała?-warknęła
-Co cię ugryzło?
-Podobno jesteś zabujana w Peterze a dzisiejszą noc spędzasz z Justinem?! Jessica czy ciebie pojebało?! Tak kochana się nie postępuje jeśli się kogoś kocha to jest się z nim a nie z innym. A z resztą twój wybór.-strzeliła focha i wyszła.
Ma rację... Ale ja nie mogę wybrać pomiędzy Peterem a Justinem... Dlaczego miłość musi boleć?! Każdy jest na swój sposób cudowny. Tylko z JB może się nie udać , bo on jest sławny a ja co? Szara myszka , która jest nikim. I nigdy nie będzie kimś...Kimś takim jak on. Spojrzałam na widok z okna i spróbowałam się uspokoić . Nie pójdę zapłakana do kumpli. Wytarłam rękawem łzy i poszłam do nich.
-A gdzie piciu?-Mike zrobił smutną minę.
-Kompletnie zapomniałam... Przepraszam , źle się czuję. Rozgoście się a ja pójdę do swojego pokoju.-powiedziałam kierując się w stronę schodów.
Van szła za mną krok w krok. Usiadłam na łóżku i wpatrywałam się za Biebera za oknem , który rozmawiał przez telefon. Przyjaźnie mi pomachał a ja wybuchłam płaczem.
-To on jest powodem twoich smutków?-zapytała przytulając mnie
-Tak-pociągnęłam nosem i otarłam łzy.
-Wszystko będzie dobrze...
-Wcale nie! Ty niczego nie rozumiesz! Ty masz swoją miłość , ale nie ja! Ja będę zawsze sama! Nie zrozumiesz-wybuchłam sceptycznym płaczem.
Przytuliła mnie i szeptała , że wszystko będzie dobrze, ale ja wiedziałam , że nigdy nie będzie dobrze. Nigdy ,przenigdy. Czemu to ja muszę cierpieć za wszystkich?! Skuliłam się w kłębek i próbowałam ochłonąć.
*
Obudziło mnie radosne szczekanie Jasmin. Była jedną bratnią mi duszą. Przytuliłam ją i pocałowałam w zimny nosek. Wsunęłam na nogi ciepłe kapcie i zeszłam na dół. Nikogo nie było. Zajrzałam do salonu. Siedział tam Justin i Pattie. Nie wchodziłam tak od razu tylko przysłuchałam się fragmentu ich rozmowy.
- Synku zrozum ona nie może być sama- o kogo Pattie chodziło?
-Ale ja nie chcę się bzykać , że swoją siostrą!- On ma siostrę , z którą może się bzykać?
-To zamieszka u nas. Dorothy nie chciałaby żeby Jessica została sama-o co jej łazi? Przecież ja mam matkę.
-Dobrze...
Teraz pora na mnie. Powolnym krokiem weszłam do salonu i usiadłam obok Justina. Wziął mnie za rękę i popatrzył mi w oczy. Już nie miałam mu nic za złe. Był ideałem , nie potrzebuje kogoś innego.
-Jessica...-zaczęła Pattie.
-Tak?
-Mam złą wiadomość...Dorotyh...Twoja mama ... Za ginęła i nie wiadomo czy żyje-teraz jakby wszystkie puzzle się same ułożyły. Do oczu napłynęły mi łzy , a Justin mocniej ścisnął moją dłoń. –Wszystko będzie dobrze ja i Justin się tobą zaopiekujemy.
Nieśmiało się uśmiechnęłam. Matka Biebera pogładziła mnie po głowie i podała chusteczki. W gardle miałam wielką gulę. Nie mogłam nic powiedzieć , ani przełknąć śliny. Wtuliłam się w ramię Biebsa i rozpłakałam się na dobre. Gładził mnie po plecach.Był całym moim życiem...Miłością mojego życia. Bez niego świat był by niczym , a teraz jest moim jedynym wsparciem. Gdybym miała wpływ na to co się stanie , na pewno istniałby i był by najważniejszą rzeczą w mojej przyszłości...

***
Kochane czytelniczki mam dobra wiadomość. Mam zajebistą wenę ;d Ave mój umysł xd. Wim , że smutne , ale co ja poradzę , że mam taki humor. Dzisiaj na matmie wymyśliałm coś takiego : Miłość jest jak wielkie gówno , jak raz się nim upaprzesz nigdy się tego nie pozbędziesz. Wiem , że beznadziejne ( jak cała ja). Nastęny jak będzie 11 komci ;*

czwartek, 28 października 2010

Rozdział 10- Wiesz jak chłopczyki i dziewczynki tańczą Jezioro Łabędzie.

Mój wzrok zatrzymał się na Justinie siedzącym w tym samym miejscu co wczoraj. Usiadłam obok niego i przysłuchiwałam się brzdękania strun. Po chwili dołączył jeszcze swój wokal. Lepiej brzmiał niż jak śpiewał w radiu albo w swoich piosenkach. Oparłam głowę na jego ramieniu i przysłuchiwałam się jak śpiewał jedną ze swoich piosenek. Kiedy skończył nie chciałam przerywać tej chwili swoim głupim pytaniem „Skąd się tutaj wziąłeś?”. Wstał i wyszedł z pokoju. Kiedy zamknął drzwi nadal nie dochodziło do mnie co się dzieję. Samotnie siedziałam w tym samym miejscu co chwilę wcześniej Justin. Samotna łza spłynęła mi po policzku. Może mi się wszystko śniło? Pójdę do łazienki i się obudzę. Zwilżyłam twarz zimną wodą i się uszczypnęłam. I wtedy się obudziłam cała mokra w swoim łóżku. Skąd ja się tu wzięłam? Przecież zasnęłam w salonie. Przetarłam flegmatycznie oczy i ociężale wstałam z łóżka i udałam się w stronę łazienki. Spryskałam wodą twarz i poszłam w stronę garderoby żeby się ubrać. Wzięłam pierwsze lepsze rurki i Tshert z nadrukiem. Wzięłam zimny prysznic. Dobrałałam do szarych rurek bluzkę z słodką pandą i dodatki w kształcie pandy. Na nogi wsunęłam szare dunki i zeszłam na dół pomóc mamie w przygotowaniach do wieczerzy.
-Witaj córciu-pocałowała mnie w prawy policzek.
-Dzień dobry...Pomóc w czymś?
-Jak niczego nie zjesz to i tak dużo pomożesz. Zacznij stroić choinkę.
Udałąm się do salonu gdzie stało świąteczne drzewko. Z kartonów powyjmowałam bombki , które zostały jeszcze po mojej prababci. Kiedy skończyłam wieszać poszłam do mamy pracującej w kuchni.
-Skończone a teraz mogę ozdobić lukrem pierniczki. Ploose...
-Możesz tylko się staraj nie bazgraj jak zwykle.
-Dobrze-wiedziałam , że i tak zrobię swoje no , ale trzeba choć w 0,001 % postarać się.
Chyba nigdy mama tylu piernikowych ludków nie upiekła, ale dałam radę je ozdobić. Teraz się ubrać , zrobić na bóstwo i iść na imprezkę do Bieberów. Pobiegłam do pokoju i z szafy wyjęłam grzeczną sukienkę a właściwie strasznie pstrokatą sukienkę od D&G. Nie wiem czemu ją kupiłam , ale kiedy przechodziłam przez alejki w mallu ona mnie przyciągała. Zmuszała żebym weszła do butiku należącego do Dolce & Gabbana. Do tej sukienki założyłam buty od tego samego projektanta i dobrałam kilka dodatków.
-Jess wyglądasz cudnie- w drzwiach stanął Peter.
-Co ty tu robisz? – zdziwiona podeszłam do niego.
-Stoję.
-Bardzo śmieszne ha,ha, ha. A tak na serio?
-Przyjdziesz na imprezę sylwestrową u mnie na chacie robię. Przyleziesz?
-Może a teraz spadaj. Jak matka zobaczy ciebie...-jego już nie było otworzył okno i wyskoczył przez nie.
Powiew zimnego powietrza sprawił , że po moim ciele przeszedł dreszcz. Brrr... Zamknęłam okno i poszłam do łazienki aby zająć się moją krzywą mordą i burzą loków. Zaczęłam od włosów. Powoli bez pośpiechu prostowałam każde pasmo włosów aż w końcu były proste jak nitki kukurydzy. Teraz to w czym nie jestem dobra. Nie lubię się malować , bo zawsze krzywo wychodzi. Jedno oko mocniej wymalowane a drugie mniej.
-Mamooo!!
-Tak Jess? Jak ty ślicznie wyglądasz... Użyj tylko błyszczyka i tuszu i będziesz wyglądać jak anioł.
-Taaa. Ja i anioł... Mamo przesadzasz. Dobra a , o której jesteśmy umówione u Biebsów?
-Na 4 a teraz jest...3 masz jeszcze pół godziny dla siebie.
-Dobrze...
Usiadłam na łóżku i czekałam aż czas zacznie się przewijać jak w simsach. Otworzyłam okno i zebrałam śnieg z parapetu. Uformowałam go w kulęe i rzuciłam ono Biebera , który poprawiał krawat.
-Siema!-wrzasnęłam , ale do niego ktoś zadzwonił , więc zamknęłam okno. Skuliłam się na łóżku i znowu czekałam na cud. Włączyłam laptopa i weszłam na YT. Nudy , nudy i nudy. Może posłuham chińskich piosenek albo innych zagranicznych piosenek. Weźmy losuj kraj na P...Polska. A gdzie to leży?W wyszukiwarce wpisałam Polskie piosenki. Kliknęłam w pierwsze lepsze coś , ale nie mogłam posłuchać , bo matka kazała mi już się zbierać. Zbiegłam na dół i ubrałam się w kurtkę...
*

Wreszcie skończyła się wigilia u Bajbów. Nie było źle , chociaż wolałam wigilie z mamą na kanapie przed telewizorem i wielką puszką z lodami czekoladowymi. Pattie i Justin nalegali żebym została u nich na noc , bo czemu mam siedzieć sama w domu kiedy mama będzie w pracy. Nie wiedziałam co powiedzieć , więc mama odpowiedziała za mnie „ Z chęcią zostanie”. No i teraz siedzę u Biebsa w pokoju nudząc się.
-Nuudyy...-powiedziałam sama do siebie , bo on siedział od pół godziny w łazience.
-Weź encyklopedie i się poucz – wrzasnął z łazienki.- Jest ciekawa a przy okazji nauczysz się czegoś.
-Weź się ode mnie odpieprz. Jest wigilia i Jessica jest smutna i jej się nudzi-narzekałam jak czegoś chciałam , ale nie wiem czemu teraz narzekałam skoro niczego mi nie brakowało.
- To się teraz ze mnie pośmiej-wyszedł z łazienki z zieloną szopą na głowie.
Wybuchnęłam głupim śmiechem. Ja nie mogę jego włosy są zielone jak łąka w maju. Z torebki wyjęłam szminkę i na malowałam mu taki uśmiech jak u clowna.
-Ej-zaśmiał się.
-Hallo wen się już skończyło a teraz mamy święta chyba , że chcesz szpanować na nowy rok.
-Taa jasne.
-Różne pomysły do łba ci przychodzą więc skąd mam wiedzieć. Dobra... Po co to sobie na łbie zrobiłeś?
-A po to żeby przyjemność zrobić...Dobra , ujmijmy to tak „ po raz pierwszy bawiłem się farbą do włosów”.
-Za jakieś 3-4 miesiące ci zejdzie no chyba , że chcesz iść do fryzjera zdjąć kolor. Ściemnia się ja już pójdę-chciałam już iść i położyć się i odciąć się od świata realnego.
-Nie zostaniesz na noc...Pattie dzisiaj idzie na pokaz baletu wiesz jak chłopczyki i dziewczynki tańczą Jezioro Łabędzie.
-Sama nie wiem ... Przekonaj mnie.
Zdjął koszulkę i wykonyawał przedemną jakieś dziwene wygibasy. Lewą ręką zasłaniałam wiok , bo byłam bardzo wstydliwą osobą.
-Dobra uspokój się , bo zmienię zdanie-opadłam na łóżko i zwinęłam się w kłębek jak zwykle.
-Coś cię gryzie...
-Nie , kompletnie nic.
-Nie oszukuj samej siebie , coś tam głęboko w środku cię gryzie. Mi możesz powiedzieć nie gryzę.
Wtuliłam się w jego nagi tors i zaczęłam szlochać.
***
Fuzk Yea napisałam i jestem z tego dumna ;p Wredna jestem... Ale dałam radę... No to tak szlaban, jeden, drugi, trzeci, 3 "bańki" jak to ksiądz Wojtuś mówi xd. Dodatkowe zajęcia, nauka i mój bro. Naagorsze , że zgłosiłam się na ochotnika do pilnowania bahorów w podstawówce żeby sobie podwyższyć ocenę i teraz do 4 siedzę z dzieciakami w świetlicy i plotkuje xd
Następny jak mnie natchnie

niedziela, 3 października 2010

Rozdział 9-Jak my wyglądamy?


Jutro już 24! Kupiłam mamie kosmetyki i napisałam nową piosenkę. Dzisiaj mam zamiar się pogodzić z Bimberem. Udałam się w kierunku garderoby i założyłam ciepłe ubrania (kilk). Pierwszy raz w LA widzę taki śnieg. Kiedyś popadał 5 minut i po 10 już go nie było. Zawsze żałowałam , że padał akurat kiedy byłam w szkole. Włosy wyprostowałam i poszłam do kuchni. Wyjęłam pierwsze lepsze coś z lodówki i wsunęłam w zawrotnym tempie. Ubrałam kurtkę i udałam się przed drzwi willi Bieberów. Nacisnęłam dzwonek. Po kilku sekundach drzwi otworzyła mi Pattie.
-Dzień dobry. Ja do Justina...
-Jest w swoim pokoju...-zrobiłam dziwną minę-Na górę a potem drugi pokój po lewej. W podskochach udałam się do pokoju Biebera. Grał coś na gitarze. Przyłożyłam ucho do drzwi i Justin miał plany wyjść no i się na niego przewróciłam.
-Jess...Co ty tu...
-Przepraszam za wczoraj...Nie wiedziałam co robię...-poczułam wstyd i to wielki.
-Przeprosiny przyjęte...Czyli nasza przyjaźń znowu istnieje?
-Tak –podniosłam się z podłogi.
-Co chcesz robić?-zapytał chowając gitarę do futerału.
-Bo ja wiem... Może...-pokiwałam przecząco głową
-Hmm?
-Głupi pomysł...
-Tylko powiedz jaki...
-Pomożesz mi pomalować garaż?
-Dobra...
***
Malowanie nie obeszło się bez wygłupów.
-Justin?-obrócił się i maźnęłam go białą farbą po twarzy.
Zaczęliśmy się gonić po całym garażu. Kopnęłam przy tym puszkę z farbą i nasze buty były całe białe. Pośliznęłam się i byłam cała biała. Justin się śmiał. Pociągnęłam go za nogawkę i teraz i on był cały w białym płynie.
-Jak my wyglądamy?-zapytałam śmiejąc się z widoku Justina
-Jak skończone debile...? Dzieci downa bawiące się w białym preparacie nazywanym farbą...?
-Debile-zaśmiałam się.-Twoje włosy są całe białe i za 10 minut nie będziesz ich mieć!
-Trudno przy najmniej będę mieć mniej fanek.
-Myślałam , że masz obsesje na punkcie swoich włosków...
-Wielu rzeczy o mnie nie wiesz...Miałem obsesje , ale już nie mam.
Uśmiechnęłam się i wstałam z białej kałuży.
-I co matki powiedzą?-przerobiłam „Co ludzie powiedzą?”
-Że wyglądamy jak bałwanki i będziemy stać przy choince-zaśmiał się.
Idąc w stronę drzwi wywróciłam się i upadłam na Biebera. Całe wydarzenie wyglądało jakbyśmy się całowali.  Do garażu weszła mama a zaraz się cofnęła.
-Nie moja wina-uśmiechnął się Justin.
-Wiem... I dlatego wywołuje tobie wojnę-na mojej twarzy pojawił wielki banan
-Ja zawieram sojusz... Nie będę się bić z dziewczynami....
-Będziesz...
Pokiwał przecząco głową.
-Trudno...Łatwo mnie pokonać a nagrodą był całus-złośliwa ja.
-Ciebie łatwo pokonać? Nie wierze...
Zmierzyliśmy się na rękę i wygrałam. Nie musiałam dawać mu buziaka. Ufff...
Justin pomógł mi się podnieść.
-To do jutra...-powiedział
-Jutra? Przecież jutro jest 24...
-Razem z mamą spędzasz u nas wigilie...Nie wiedziałaś?
Pokiwałam przecząco głową.
-No to do jutra-odprowadziłam Justina do drzwi i pobiegłam do mamy.
-Mamo to nie tak jak myślisz... Ja się przewróciłam na niego....
-Ja wiem swoje-powiedziała uśmiechając się.
-Czemu nic nie mówiłaś o Wigilii spędzanej z Pattie i Justinem.
-Wypadło mi z głowy...Kupiłam za ciebie prezenty...
-Dziękuję-chciałam przytulić mamę.
-Najpierw się umyj to mnie przytulisz....
Z szafy wyjęłam luźny dres i ciepły sweter (kilk) a stary Tshert i stare spodnie wyrzuciłam. Poszłam się umyć , ale zaschnięta farba ciężko schodziła z moich loków i skóry. Po 4 godzinach mycia i szorowania usiadłam w salonie i włączyłam TV. Świąteczne programy, reklamy reklamujące cudowne coś czego bardzo potrzebujesz, gotuj z gównem...Nudy zatrzymałam się na programie gdzie leciała Duma i Uprzedzenie. Uwielbiałam ten film.
-Mamoo?
-Tak Jess?
-Zrobisz mi herbaty z miodem i cytryną?
-Dobrze...
Elżbieta i Darcy...Para idealna...Kurde reklamy jak ja ich nienawidzę...Przełączyłam na inny program... Święta nie obędą się bez Kevina samego w domu... Do pokoju weszła mama z moją herbatą. Usiadła obok mnie i wyrwała mi pilota. Cicho jęknęłam.
-Mamoo...
-Nie powiesz mi , że oglądasz Kevina poraz setny? Pattie mówiła , że dzisiaj...
-Ja oglądam Dumę i Uprzedzenie-wyrwałam mamie pilota.
Przez resztę filmu razem z moją rodzicielką szlochałam. Czemu ja ryczę przy każdym filmie? Niestety po 2 godzinach film się skończył i mama  mi zabrała pilota... Oglądaliśmy jakąś głupią telenowelę , która do złudzenia przypominała Modę na Sukces. Korzystając z okazji przysnęłam na maminym ramieniu.Niestety B&B kończy się po 40 minutach i mama musiała mnie obudzić wstając.
-Mamo...Która godzina?-zapytałam zaspana
-9 rano-powiedziała z kuchni.-Idź się powoli przygotowywać.
-Dobrze tylko się obudzę...-powlokłam się na górę.
Do czołgałam się do łóżka. Miałam jeszcze sklejone oczy. Usłyszałam ciche granie gitary. Rozejrzałam się po pokoju i mój wzrok zatrzymał się na...
***
Wiem wredna jestem , ale naprawde czasu na to opowiadanie nie mam szkoła, inne opowiadania, praca domowa i moje sprawy prywatne. Nie wiem kiedy będzie następny , ale jakoś w najbliższym czasie.

sobota, 4 września 2010

Rozdział 8-„Pyskaty Goryl”

Rozdział 8 -"Pyskaty Goryl"
Obudziłam się w świetnym humorze aż chciało mi się żyć. Szybko wyskoczyłam z łóżka i włączyłam płytę Ke$hy. Wybrałam swój ulubiony numerek i zaczęłam skakać po pokoju w rytmie Your Love Is My Drug. Z szafy wyjęłam potargany Tshert i dziurawe legginsy (kilk). Do pokoju weszła mama.
-Ubierz się przyzwoicie. Dzisiaj Pattie i Justin przychodzą na obiad-wytarła ręce o fartuch i wyszła.
Co?! Oni na obiedzie w naszym domu?! I w co ja mam się ubrać żeby było przyzwoicie? Może sukienka...? Musze się poświęcić to się matka nie będzie czepiać. Po długim dumaniu nad ubiorem ubrałam się w to . Powinno być dobrze. Poszłam do łazienki i spróbowałam okiełznać moją burze loków. Wyprostuje je będzie wygodniej je układać. Z szafki wygrzebałam prostownicę i powoli zaczęłam prostować każde pasmo włosów. Po godzinie prostowania moje włosy proste a moje palce poparzone. I to wszystko przez tą rodzinkę , która jest kopią Bunndych. Zeszłam na dół do kuchni gdzie mama się kręciła.
-Tak może być?-zapytałam obracając się wokół własnej osi.
-Może...Teraz ja idę się przebrać a ty NICZEGO nie podjadaj- powiedziała podkreślając niczego.
Jak tu niczego nie podejść? To takie jest dobre...Wsadziłam paluchy w krem czekoladowy. Nawet szybko mi poszło 5 minut i niczego nie było. Super będziemy na deser jeść krakersy , bo swoich M&M’s nie oddam. Do kuchni weszła przerażona mama.
-Miałaś niczego nie podjadać a ty zjadłaś cały krem czekoladowy...Ty czekoladowy potworze-zaśmiała się.
Usłyszałam dzwonek do drzwi i musiałam im otworzyć.
-Cześć Jessica-powiedziała mama Justina.
Justin gapił się w soje buty. Wzruszyłam ramionami i zaprosiłam do salonu , bo zanim mama zrobi następny krem minie trochę czasu. Nikt nie miał odwagi się odezwać. Moja matka należała do rozrywkowych , więc kiedy przyszła wszyscy się śmiali. Moja rodzicielka zaprosiła nas do stołu.
Ja nie chciałam niczego jeść tak samo jak Justin. Mama pozwoliła mi iść do mojego pokoju i Justin też musiał iść , bo Pattie ( pozwoliła mi tak do siebie mówić) chciała na osobności pogadać z moją mamą.Będąc w pokoju Justin usiadł w rogu pokoju a ja rozłożyłam się na łóżku.
-Co cię gryzie przyjacielu?-zapytałam biorąc do ręki książkę i otwierając ją tam gdzie skończyłam.
-Przyjacielu? Od kiedy tak do mnie mówisz?
-A od teraz...Powiesz co ci jest?
-Nie twoja sprawa...
-Jak nie to nie.
Założyłam słuchawki i odcięłam się od świata rzeczywistego. Wcieliłam się w postać głównej bohaterki i razem z nią przeżywałam każdy zawód miłosny. Biedna Schuyler... Dokop tej suce Mimi. Ręce zaczęły mi się strasznie pocić i przerwałam czytanie w najważniejszym momencie akcji. Justin nadal siedział skulony w kącie. Może zagram coś na giatarze i pofałszuje jakąś jego piosenkę żeby mu humor poprawić. Z szafy wyjęłam gitarę akustyczną. Wzięłam słowa , które zostały mi po Bejbbee.
-Ołooo...OO...Ołoo...Oo...Ohoo...-na sam początek jego kąciki ust lekko się udały do góry.-...Bejbe...Bejbe...Ohh...Bejbe,bejbe...Nooł...Bejbe...Bejbe...Ohh.
Po chwili się do mnie dołączył i śpiewał dalej. Gapił się w moje oczy a ja w jego czekoladowe. Czułam jak śpiewa to dla mnie i tylko dla mnie... Boshe ja się w nim zakochałam! Po skończeniu piosenki ukłoniliśmy się dla niewidzialnej publiczności. Rzuciłam się w tłum i udawałam, że mnie trzymają na rękach a Justin się tylko śmiał.
-LoVciam was!-wrzasnęłam na koniec.
-Ja was bardziej!-drażnił mnie Bieber
Rzuciłam się na niego z pięściami i przeturlaliśmy się przez cały pokój śmiejąc się przy tym. Jeśli nasze matki by nas tak zobaczyły... Byłyby już pewne , że jesteśmy parą...
-Co teraz robimy?-zapytałam zarzucając włosy do tyłu.
-Może poćwiczymy układy...?
-Nie...Coś szalonego... Coś takiego co ,że będziemy pamiętali do końca życia...-Justin się do mnie przybliżył .
Nie myśląc zamknęłam oczy i się przybliżyłam. Byłam nieświadoma co robię... Nigdy nie byłam w pełni świadoma , ale teraz nie wiedziałam co się dzieję. Czułam ślinę Justina na moich ustach. Usłyszałam jak ktoś idzie po schodach. Chciałam się wyrwać , ale wtedy Justin jeszcze mocniej mnie przytulał. Do pokoju weszły nasze mamy. Zrobiły dziwne miny i cofnęły się na korytarz zamykając drzwi. Zza drzwi słyszałam ciche chichoty. Mogły sobie darować. Po kilku minutach wymieniania śliny się ode mnie oderwał.
-Ty o tym dobrze wiedziałeś , że one tu wejdą...-do oczu napłynęły mi łzy.
-Nie wiedziałem... Przysięgam...Ty będziesz płakać...-chciał mnie przytulić ale w ramie wbiłam mu moje paznokcie.
-Nie zadzieraj ze mną , bo pożałujesz!-wrzasnęłam i pobiegłam do łazienki. Weszłam do pustej wanny i się rozryczałam. Justin ...tfuu...Justyna cały czas się dobijała do drzwi. Nie otworze... Niech wali może mięśnie mu urosną... Usłyszałam głos mamy zza drzwi i musiałam otworzyć.
-Jess...Co w ciebie wstąpiło...?-zapytała patrząc na mnie dziwnym wzrokiem
-Nic...-wzruszyłam ramionami
Justin wyszedł z pokoju i poszedł na korytarz. Nie chcę go więcej widzieć na oczy. Niech se w gacie sra i tak mnie nie zobaczy. Wtuliłam się w ramie mamy i znowu zaczęłam ryczeć jak opętana. Nawet mój misio nie pomagał w pocieszaniu. Zadzwoniłam do Vanessy ona mi cały czas wrzeszczała do słuchawki „Pyskaty Goryl” , ale na mnie to nie działało. Opowiadała mi świńskie dowcipy , ale nadal nic się ze mną nie działo. Chyba jestem bez uczuć. Wyparowały ze mnie tak jak cała przyjaźń do Bimbera. Teraz byłam bezuczuciowym stworzeniem, które nie liczyło się z innymi tylko było egoistycznym czymś. Vanessa musiała kończyć , więc znowu zaczęłam ryczeć. Mama pewnie opisałaby mnie „ Dziecko , które tylko użala się nad tym złym światem”. Skąd ona bierze tyle cytatów? Wzięłam jedną z poduszek leżących na łóżku i zaczęłam ją rozrywać jak dziecko z ADHD. Rzucałam się po pokoju i próbowałam rozwalić okno, potem zdemolować łazienkę. Ktoś się dobijał do drzwi ale nie chciało mi się ruszyć dupy i otworzyć drzwi. Muszę się na czymś wyładować. Wyjrzałam przez okno. Justin wywiesił na oknie karteczkę „ Sorry”. Gdzieś mam jego sorry. Otworzyłam okno i wystawiłam rękę. Nie możliwe pada śnieg. Wybiegłam z pokoju i z prędkością światła pobiegłam na dwór. Gapiłam się jak głupia w gwieździste niebo . Na twarz spadały pojedyńcze płatki śniegu. Justin też wyszedł na ulice , ale traktowałam go jak powietrze. Dopiero teraz poczułam zimno. Wbiegłam do domu i poszłam zrobić sobie gorącą czekoladę. W kuchni mama rozmawiała z Pattie.
-Ktoś chce czekolady?-zapytałam z grzeczności
-Nie dziękuję-powiedziały równocześnie.
Wzruszyłam tylko ramionami i wzięłam kubek. Do siadłam się do stołu. Próbowałam załapać o czym rozmawiają , ale gadały jakimś szyfrem. 200g czegoś i 50 ml wody... Nadal nie kumałam no , ale trudno... W ciszy dopiłam czekoladę i poszłam do pokoju. Był cały biały , bo zapomniałam zamknąć okno. Justin stał pod oknem i coś tam wołał ale nie miałam zamiaru słuchać. Zamknęłam tylko okno i poszłam do salonu. Napisałam kilka SMSów do ziomków, Van i Sienny. Nikt nie chciał odpowiedzieć. Zawiedziona udałam się do garażu. Nie wiem po co...Tak żeby się nie nudzić. W środku było ciemno i zimno...Przydałoby się tutaj malowanie. Jak znajdę czas to pomaluje na biało albo czarno. Poświeciłam komórką po garażu i ujrzałam. Śliczny biały skuter (kilk). Pobiegłam do kuchni i od progu wrzasnęłam:
-Dla kogo jest ten skuter?
-Miała być to niespodzianka na Święta...Chcesz wcześniej dostać prezent?
-Tak!
Pobiegłam podniecona do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Wybaczam Bieberowi...Może jednak nie wiedział , że nasze matki tu wejdą...
***
Wiem , że w LA nie ma typowej zimy , ale to moja wyobraźnia :P
Kocham wasza to i wszystko co dla mnie robicie...Jesteście zajebiste i niezastąpione... Następny jak będzie 8 komci :P Liczę na was :*
LoVciam was <33

środa, 1 września 2010

Rozdział 7-Jeśli się okaże , że tak to ja się zadźgam plastikowym nożykiem



Ujrzałam tego chłopaka co poznałam dzisiaj razem z Sienną.
-Hej...Jestem Jessica-przywitałam się.
-Siema jestem Peter. Dzisiaj jest impreza u mnie na chacie idziesz?
-Spoko może przyjdę... Zaraz będę miała gościa...Muszę jeszcze jedną rzecz zrobić zanim przyjdzie...Bay zobaczymy się na imprezie-powiedziałam zamykając drzwi i biegnąc do łazienki (kilk) żeby się wy wrzeszczeć. Wyłam przez dobre 10 minut a ktoś dobijał się do drzwi. Pewnie Justin... Jeszcze musi poczekać aż dojdę do siebie. Opryskałam twarz zimną wodą i poszłam otworzyć drzwi Bimberowi.
-Co ty tak długo robiłaś?!-wrzasnął  wchodząc do domu.
-Nie twoja sprawa...-zrobiłam minę obrażonej księżniczki i poszłam do swojego pokoju.
Kiedy byliśmy w pokoju Justin włożył płytę do odtwarzacza.
-Co chcesz powtórzyć?
-Może wszystko od początku...
O co wcześniej ćwiczyliśmy świetnie mi wychodziło. Potem Bieber zaczął coś kręcić i musiałam się z nim przytulać. Kiedy mnie dotknął przeszedł po mnie dreszcz. Niee...Dostałam jakąś bakterię...Zginę marnie...  Dopiero teraz zdałam sobie sprawę , że nasze wargi dzieliło kilka minimetrów.
-Co ty kurwa wyrabiasz?!-wrzasnęłam przy okazji oplułam go.
Wybiegłam z pokoju. Szybkim krokiem udałam się do schowka pod schodami. Mam nadzieję , że Bimber nie wie gdzie się schowałam. Usiadłam w kącie pomieszczenia i zwinęłam się w kłębek i zaczęłam cicho szlochać. Wytarłam oczy w skrawek koszulki i w tym miejscu pojawiła się czarna plama od mojej maskary.  Zamknęłam oczy i zasnęłam.  Śniło mi się , że Bimber niósł mnie do mojego pokoju i kiedy leżałam na łóżku pocałował mnie w czoło i wtedy się obudziłam. Kurde... Czemu ja jestem w swoim pokoju? Przecież byłam w schowku. Usłyszałam jak ktoś trzaska drzwiami i potem ciche pukanie.
-Jessica gdzie jesteś?-ktoś z dołu mnie wołał.
-Tutaj-powiedziałam za chrypniętym głosem.
Do pokoju wszedł Peter. Miał zaplamiony szary T-shert i bardzo zniszczone jeansy.
-Ty jeszcze nie gotowa na imprezę?-zapytał siadając na łóżku
-Dopiero co wstałam...Daj mi moment... 20 minut-pobiegłam do garderoby wybierając pierwszy lepszy zestaw (klik).
W łazience spędziłam 10 minut więc jeszcze miałam kilka minut na makijaż i dobranie dodatków. 
-Gotowa...-powiedziałam wychodząc z łazienki i udając się na dół.
Drogę do jego domu spędziliśmy w ciszy. Nie miałam odwagi się odezwać. Było tak ciemno , że nie widziałam swojej ręki którą miałam pod nosem. Po 10 minutach staliśmy przed willą Petera. W środku było mnóstwo ludzi. Od głośnej muzyki pękały bębenki. Udała się w kierunku stołu z przekąskami , ale wszystko było już wyżarte został tylko pącz. Nalałam do plastikowego kubka trochę napoju. Po pierwszych łykach wyczułam alkohol...Wypiłam następny kubek potem jeszcze następny. Jakiś chłopak mnie pociągną na parkiet...  Poczułam mdłości i wybiegłam przed dom.  Poczułam się trochę lepiej ale nadal chciało mi się rzygać.  Pobiegłam do studzienki kanalizacyjnej i zwymiotowałam. Położyłam się na zimnym chodniku i zwinęłam się w kłębek. Ktoś dotknął mojego ramienia.  Nic sobie z tego nie robiłam. Nadal byłam skulona. Po policzku spłynęła mi łza. Ktoś na mnie zarzucił ciepłą kurtkę. Wyszeptałam ciche dziękuję.  Otarłam łzy i spróbowałam się podnieść , ale mięśnie odmówiły posłuszeństwa.
-Jessica...? –usłyszałam czyjś zmartwiony głos
W odpowiedzi tylko jęknęłam. Zakręciło mi się w głowie. Potem ujrzałam czarne plamy i obraz się uspokoił. Ktoś wziął nie na ręce i niósł przez krótki czas. Najwyraźniej się męczył niosąc mnie. Nie byłam anorektyczką żeby warzyć 30 kg. Po kilkunastu minutach  leżałam na czymś miękkim.  Ktoś cały czas mówił moje imię i głaskał po dłoni.  Powoli uchyliłam powieki i ujrzałam biały sufit i rozmazaną czyjąś twarz.
-Gdzie ja jestem...?-zapytałam przecierając oczy.
-U mnie w pokoju...-teraz wiedziałam kto to był...to był Justin.
-Jak ja się tu znalazłam?-powiedziałam próbując zmienić pozycję na siedzącą
-Zaniosłem cię tutaj...Dlaczego tam polazłaś?!
-Peter mnie zaprosił...
-Peter Willson?!
-Chyba tak...A czemu się tak wściekasz?
-Znam go osobiście razem chodziliśmy do szkoły prywatnej...Wiesz jaki on jest?
-Nie, a powinnam?
-Powinnaś. On ćpa ,pije bez opamiętania , imprezuje do rana przeleciał każdą a ty jesteś nowym towarem w dzielnicy...
-Może mi się tacy podobają?
Tylko się uśmiechnął i wyszedł z pokoju. Zostałam sama... ma do mnie pretensje, że się umówiłam z Peterem... A co go to obchodzi?! Wrócił ze szklanką wody i aspiryną.
-Pomoże ci dojść do siebie-podał mi szklankę i tabletkę.
-Dzięki... –połknęłam tabletkę a potem popiłam wodą.- Mogę iść już do domu?
-Jak chcesz... Uprzedzam twoja mama jest w domu.
-Jest przyzwyczaiona do moich wybryków po nocy.
Wstałam z łóżka i zakręciło mi się w głowie co doprowadziło  do upadku na miękki dywan , który za amortyzował upadek. Justin pomógł mi wstać.
-Odprowadzisz mnie do domu?-zapytałam robiąc słodkie oczka
-Jeśli chcesz...-wziął mnie na ręce.
-Przesadziłeś wystarczy , że będziesz mnie ubezpieczał żebym się nie wyglebała.
-Masz udawać zmęczoną... Zamknij oczy...-zrobiłam jak kazał i spróbowałam się rozluźnić.
Niestety ciężko się rozluźnić w ramionach Justina czując jego oddech i zapach jego perfum. Próbowałam zachować naturalną minę , ale mi nie wychodziło. Cały czas się śmiałam. Nie wiedziałam nawet z jakiego. Bieber nacisnął dzwonek do mojego domu i po chwili mama nam otworzyła.
-Matko boska! Co jej się stało...?!-wrzeszczała mama.-Zanieś ją do pokoju a potem mi wytłumaczysz...
Bimber z trudnością  wniósł mnie po schodach.  Drzwi były uchylone , więc nie było trudności z ich otworzeniem. Kiedy się zamknęły wybuchłam śmiechem , który  zbierał się we mnie przez kilka poprzednich minut.
-Z czego się śmiejesz?
-A z niczego...-próbowałam powstrzymać śmiech.
Do pokoju weszła do pokoju. Zrobiłam swoją głupkowatą minę i mama się zaśmiała.
-Ty to masz pomysły...-przytuliła mnie.-Chcesz żebym zawału przez ciebie dostała?
Pokiwałam przecząco głową.
-Już nie będę...-zrobiłam słodkie oczka , które zawsze działały.
Justin po cichu ulotnił się z pokoju. Powiedziałam bez dźwięczne dzięki. Mama zaczęła cicho szlochać a ja nie potrafię patrzeć jak ktoś płacze, bo od razu mięknie mi serce.
-Czemu płaczesz?-zapytałam siadając bliżej mamy
-Moja mała dziewczynka już dorosła...Przecież niedawno zmieniałam ci pieluchę...-teraz rozpłakała się na dobre.
-Już od dawna nie jestem małą dziewczynką...
-Jaki jest ten Justin ja go znam tylko z gazet...Naprawdę taki jest jak o nim piszą?
-Nie wiem... Chyba nie myślisz , że ja i on...-pokiwała potwierdzająco głową.-Mamo ja z nim nigdy nie będę...Za bardzo się różnimy...
-Przeciwieństwa się przyciągają...-najgłupsze powiedzenie.- Przyznaj , że coś do niego czujesz... Widzę to po tobie...
-Ta chyba , że nienawiść...
-Porządnie rodzi się z obrzydzenia...-następny głupi cytat.- Mi możesz wszystko powiedzieć...
-A jeśli nie chcę? Chcę to wszystko przemyśleć-wstałam i poszłam do łazienki.
Opryskałam zimną wodą swoją krzywą mordę i napuściłam wody do wanny. Na wrzucałam mnóstwo różnych dodatków do kąpieli. Jakieś kulki zapachowe, płatki róż płyn do o zapachu gumy balonowej. Puściłam cicho płytę mojej ulubionej wokalistki. I weszłam do wanny.  Cicho nuciłam ulubioną piosenkę Katy. A co jeśli go kocham?! Jeśli się okaże , że tak to ja się zadźgam plastikowym nożykiem.  I to na 100% zrobię a potem wyląduję w psychiatryku i okaże się , że Bieber też tam będzie i ja nigdy nie zaznam spokoju. Woda stawała się coraz zimniejsza , ale ja sobie niz z tego nie robiłam. Tylko , że po 5 minutach i tak musiałam wyleźdź , bo inaczej jutro nie wstanę a muszę pomóc mamie w przygotowaniach do świąt. Pewnie tata nie przyjedzie , bo nie będzie miał czasu... Jak zwykle same spędzimy Boże narodzenie same. Na 2 dzień świąt pani Derelly zawsze do nas przychodziła i składaliśmy sobie życzenia.  Ubrałam się w piżamę i położyłam się na łóżku. Po chwili byłam już w krainie fantazji...
***
Przepraszam , że tak późno , ale nie mam kompletnie czasu... szkoła, nauka i wgl. Teraz czekać tylko do 14 i do 28 wygrzewam się na ciepłym piaseczku na Florydzie ^^ Przez ten termin nie będę mieć neta ( nie będę płacić 10 zł za minutę połączenia) Może będę miała jakieś inspirejszyn xD Dostanę udaru i będę mieć więcej pomysłów :* 
Następny musze napisać a wy skomentować. Mimimum 7 komci :*
Buuzia <33